Przypadek: Karolina (część pierwsza)

 


Jest zimno. Tyle trzeba stwierdzić dla opisania ogólnej sytuacji. Ciemna zimna wtorkowa noc już po zakończonej nasiadówie w lokalnej knajpie. Mały obchód po mniej ulubionych lokalach też można uznać za nieudany. Jedyne co polepsza nastrój to butelka białego półsłodkiego wina w kieszeni kurtki, którego nie otwieram tylko ze względu na to, że o tej porze kręci się po starym mieście sporo policji i jeszcze więcej straży miejskiej. I wszyscy są gotowi zabrać mi 200 zł za spożywanie.

Jak na tę porę tygodnia i kolejny szczyt pandemii jest na mieście całkiem sporo ludzi. Przeważnie to o tej godzinie spotyka się tylko naganiaczy do jedynego w mieście strip-clubu. Są zazwyczaj irytujący i, wbrew pozorom, mało rozmowni. Albo idziesz na panienki, albo spieprzaj. Tak ogólnie o życiu to zdania nie zamienisz. Jak zagadasz o pogodzie to się dziwnie patrzą.

Jeszcze bym gdzieś wszedł. Jeszcze raz spróbował szczęścia i może z kimś pogadał. Jednocześnie jest to pociągające, z drugiej strony wiem, że o takiej godzinie to można tylko wpaść w złe towarzystwo, zacząć chlać i znowu być z samego rana smutnym i rozczarowanym sobą oraz własnym życiem.

Na szczęście mam już to wino z zamiarem wypicia samotnie we własnym fotelu gapiąc się w telefon.

Bajecznie.

Nic się już dziś nie wydarzy.

Ale to może i dobrze, ponieważ ostatnio za dużo się działo w moim życiu. Trzeba przyznać, że to przez alkohol... Wróć... Działo się przez to, że ja piłem alkohol. Sam alkohol to towar martwy, który nie może być niczemu winien. To ja piłem wiedząc, że nie powinienem.

Pięć lat nie picia niczego bardziej procentowego niż wino poszło w kibel. Finałem ostatniego okresu był tydzień, który trudno zgrabnie opisać a jeszcze trudniej ustawić wydarzenia chronologicznie.

A może dobrze, że to wszystko się wydarzyło. Być może musiało do mnie dotrzeć, że wcale takiego życia nie chcę. Że mam osoby dla, których nie chcę tak wyglądać, ani się wobec nich tak zachowywać. Są ludzie, którzy na mnie liczą, ale jednocześnie nie mają obowiązku wiedzieć jak bardzo sobie nie radzę z własnym życiem.

Po raz kolejny próbuję się ogarnąć.

Jest pierwsza w nocy, środek tygodnia, centrum miasta wojewódzkiego. Wracam z baru z butelką wina w kieszeni.

Ogarnięty w chuj.

***

Z Karoliną znamy się może miesiąc. Oboje mamy wrażenie, że poznaliśmy się w dziwnym okresie naszego życia. W pewnym momencie doszliśmy do wniosku, że własne problemy to nie licytacja i postanowiliśmy, że nie będziemy o nich rozmawiać. Przez jakiś czas było trudno, ponieważ okazało się, że oprócz przykrych rzeczy, które dzieją się w naszych życiach to mamy mało tematów do rozmów. Ale spróbowaliśmy za każdym razem jak się spotykaliśmy. A spotykaliśmy się zawsze przypadkiem, za każdym razem na różnym poziomie upojenia i oboje albo sami, albo z "paczką" znajomych.

Ale na papierosa zawsze udało się wyjść, postawić sobie coś wzajemnie przy barze, zamienić parę słów w głośnym lokalu, raz nawet namówiła mnie na tańczenie.

Taka sobie znajomość, z której mogło wyjść albo nic, albo wszystko.

W sumie nie chciałem z nią spać. Za dobrze nam się rozmawiało.

***

- Cześć.

- Cześć.

- Skąd wracasz?

- Z Ministerstwa. A ty?

- Z Zeza.

- Też byłam. Minęliśmy się.

- Codziennie.

- Pijany jesteś?

- Nie poniżej swoich standardów.

- Coś masz?

- Wino.

- Chcesz wejść?


***

Witaj czytelniku.

Jeżeli Ci się to wszystko podoba,

ebook mojego autorstwa możesz kupić

TUTAJ

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Karolina: część szósta (ostatnia)

Tinder: Natalia (część pierwsza)

Karolina: część piąta