Przylegam do niej całym ciałem, leży pode mną na brzuchu. Poruszam się na razie leniwie. Spocona skóra już klei się do siebie. Zatapiam zęby w jej policzku. Wchodzę głębiej. Jej nogi złączyłem własnymi kolanami. Ona się na nich jeszcze bardziej wypina. - Chcesz w ty...? - Nie – stęknąłem. - Oh – ona też Ta pozycja miała wile plusów, których jestem świadom. Po pierwsze: zawsze dojdziesz. Nieważne w jakim jesteś stanie, jak bardzo piłeś, ćpałeś, jak bardzo jesteś zmęczony i ile razy dochodziłeś wcześniej. Po drugie: nie jest męcząca. Po trzecie: nie musi stać niczym sztywny drąg. Możesz nawet już być miękką parwówczeką. Po czwarte: nie jest to zawsze istotne, ale masz całą kontrolę. Ona się może tylko lepiej lub gorzej wypiąć. Po piąte: jakby lubiła w tyłek, to nie jest daleko. I w tej pozycji jest zawsze ciepło i wilgotno. Przynajmniej u mnie. Takie mam doświadczenia. Jeszcze lubię w trakcie dłonie skrępować. Albo jak sama lubi sobie pomóc, to nie muszę jednak tego...
Ten wieczór kończył się tak samo beznadziejnie jak się zaczynał. Laska z tindera okazała się się totalnym niewypałem. Nie dość, że o dwa punkty na skali jeden-dziesięć niżej niż na zdjęciach to jeszcze o kilka lat starsza i kilogramów cięższa. Ogólnie by mi to nie przeszkadzało, bo w sumie nie była brzydka, nienagannie umalowana i wydawała się w pełni świadoma, że ten wieczór może się różnie skończyć. Raczej była chętna na ciekawsze opcje niż wsadzenie do ubera, pomachanie do siebie i usunięcie pary w aplikacji. Ale była tępa. Jak motyka. Rozmowa szła jak po stalowa felga po gruzie i nie było nawet przebłysku jakiegoś wspólnego porozumienia co do jej poziomu. Nie żebym uważał się za człowieka wybitnie błyskotliwego, fizykiem kwantowym nie jestem, nie wykładam nigdzie. Ale miałem wrażenie, że sprawiają jej problemy wyrazy dłuższe niż trzy sylaby. No i przeklinała. W sensie że kurwy, dziwki i pojebane nie były w jej przypadku elementem podkreślającym istotność wypowiedzi, nie do...
Jest to jeden z tych wieczorów, kiedy nie mam nic obowiązkowego do roboty i wychodzę. Powinienem siedzieć w domu, poczytać książkę albo obejrzeć film i nie szukać kłopotów. Zamiast tego jestem głodny emocji, nudzę się, wychodzę nieumówiony z nikim wiedząc, że na pewno kogoś spotkam. Jeżeli nie to zacznę pić i ktoś spotka mnie. Z jednej strony chcę być sam, z drugiej mam nadzieję, że coś się wydarzy i nie będzie to kolejny nudny wieczór. Problem w tym, że dawno nie miałem nudnego wieczoru. Wchodzę do lokalu gdzie bywam za często. Na tyle często, że jak nie było mnie kiedyś przez tydzień to ludzie, których nie znam martwili się o mnie. - Cześć! – słyszę po otwarciu drzwi. Uśmiecham się i przyłapuję, że nie jest to uśmiech numerowany. Naprawdę się cieszę, że tu jestem. - Dobrywieczór – dopowiadam z udawaną elegancją. Za barem i na barze widzę znajome twarzy i próbuję dopasować do nich imiona. Nie jest prawdą, że zlewam ludzi i wyrażam brak szacunku do nich nie mając pojęcia jak się nazywa...