Karolina: część druga

 


Idę za nią po schodach w kamienicy, która z zewnątrz może wyglądać jak wizytówka tego miasta, a klatka schodowa z kolei ostatni raz była malowana w okolicach wojny.

Chciałbym powiedzieć, że gapię się na jej tyłek, ale ma na sobie jasny płaszcz sięgający za kolano.

- Co u Ciebie?

- Zależy o co pytasz.

- Wiedziałam, że tak odpowiesz. Coś lepiej?

- Ciągle zależy.

- Mhm.

- A u Ciebie?

- Też.

- Hmmm.

- Hmmm?

- Ile tu jest pięter?

- To ostatnie.

Wyciąga z kieszeni mały pęk kluczy z kolorowymi brelokami. Nie wiem czemu, ale zwracam uwagę, że wszystkie trzy są takie same i nie mają żadnych oznaczeń.

- Trafisz za pierwszym razem?

- Co?

- Z kluczami.

- Aha. Za pierwszym lub ostatnim.

- Wiesz, że mogłabyś...

- Wiem - uśmiecha się. - Nie chcę.

- Jesteśmy dziwni.

Znów się uśmiecha. Ja chyba też.

- Na który stawiasz? - mówi podnosząc do góry klucze.

- Na drugie podejście.

- Spróbuję za pierwszym.

Udało się za trzecim.

***

Drzwi się otworzyły, wsunęła do środka rękę i zapaliła światło w przedpokoju. Odwróciła się przez ramię.

- Ej.

- Ej.

- Ale jesteś pewien, że chcesz wejść?

- Coś mi tam grozi?

- Nie wiem... Być może...

***

Do środka wchodzimy razem już całując się. Drzwi trzaskają, klucze lecą na podłogę. Czapki i szaliki też gdzieś się walają. Obijamy się o blat w aneksie kuchennym.

- Jesteś pewna?

- Nie mam nic przeciwko.

- Jak chcesz...

- Nie gadaj.

Oboje pachniemy papierosami, pod tym zapachem jeszcze da się wyczuć zapach naszych wymieszanych perfum. Pewnie obydwoje się podejrzewamy, że wracamy z nieudanych randek. Nie zamierzam pytać, ona później też nie pytała.

Z ust jej nie śmierdzi, czuję jeszcze posmak alkoholu. Coś mocniejszego niż wino. Pamiętam, że polubiła Balantines ze sprite'em, kiedy jej poleciłem. Miło, że o mnie myśli jak jest na randce z kimś innym.

Dłonie mamy zimne, ale to dobrze. Zimne dłonie na ciele potrafią zapewnić dodatkowe wrażenia.

- Nie jesteś wcale tak wychudzony, jak mówiłeś.

- Dzięki.

Znów się całujemy a ja już wiem, że nie ma dzisiaj stanika.

- Wino?

- Nie róbmy tego najebani.

- Gdzie...

- Nic już nie mówmy.

Nie wiem kiedy wciągnęła mnie do sypialni i przewróciła się na łóżko pociągając za sobą.

- Po prostu zróbmy...

Po ściągnięciu z niej jeans'ów widzę, że dziś miała jakiś plan na siebie. Czarna koronka z tej bardziej eleganckiej. Ciekawe kim był typ, z którym dziś była umówiona i dlaczego ja a nie on.

Rzeczywiście. Nie mam o czym myśleć w takim momencie.

"Pomyśl o tym co chcesz osiągnąć właśnie dziś" - powtarzam w głowie słowa psychoterapeuty.

Zatapiam usta w jej szyi i słyszę, że właśnie dziś tego bardzo potrzebowała. Sam czuję wewnętrzną radość, że ciągle pamiętam, gdzie można znaleźć takie miejsca. Ja tego potrzebowałem od dawna. Dobrze, że nie chciała od razu otwierać tej butelki. Wolę widzieć wszystko wyraźnie a nie mieć tylko rozmazane wspomnienia.

Pod czarną obcisłą bluzką miała lepsze piersi niż się spodziewałam, małe ale świetne w dotyku. Sutki twarde, ale w tamtym momencie nie wiedziałem czy naturalnie czy po prostu od moich zimnych palców (potem się okazało, że naturalnie). Jeżeli lubisz "żeby nie tylko tobie było dobrze" to mieć takie w ustach to sama euforia, a nie satysfakcja z kolejnych. Tym bardziej, że czujesz pod sobą reakcje.

Mój nieelegancki podkoszulek praktycznie ze mnie zerwała.

- Naprawdę nie jest z Tobą aż tak źle.

- Mieliśmy nie gadać.

- Oh.

Bo zjechałem językiem po jej brzuchu.

- Ok.

Zaśmiała się. Nie wiem z jakiego powodu. Tyle wiem o kobietach, że domyślanie się powodów ich spontanicznych reakcji jest bezcelowe. Płaczą, wzruszają się, śmieją, są szczęśliwe, nieszczęśliwe z powodów tak nonsensownych, że myślenie o tym może sprawić fizyczny ból.

Zaśmiała się. To dobrze. Oznacza to, że nikt nie zmienił zdania.

Odsuwam na bok te majtki, które była dla kogoś innego pare godzin temu. Dotykam językiem warg, które są dziś gładkie też dla kogoś innego.

I staram się o tym nie myśleć.

Bo dziś jestem tu ja.

(i wcale nie jest mi wszystko jedno)



***

Jeżeli podoba Ci się to co czytasz; zostaw lajk na fanpage, z którego przybywasz lub anonimowy komentarz pod tym postem.

Nie chodzi mi o zasięgi, tylko o moje dobre samopoczucie i potwierdzenie, że komuś się to podoba.

Mi będzie przyjemniej (a wiele to dla mnie znaczy), a ty sprawisz, że (dzięki motywacji) kolejne wpisy powstaną szybciej.


Komentarze

  1. Ja cię mam na Facebooku już jakiś czas.. ale to czytam pierwszy raz i naprawdę lubię.. i podoba mi się że jest mało dialogów a więcej o tym co ty czujesz i jak druga stona reaguje..

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Karolina: część szósta (ostatnia)

Tinder: Natalia (część pierwsza)

Karolina: część piąta