Tinder: Natalia (część trzecia)
W tym momencie rzeczywiście próbuję sobie przypomnieć sposoby na otwarcie wina bez otwieracza. Wkręta nie spodziewam się znaleźć w tym mieszkaniu, chyba że go sobie sam wykręcę z którejś szafki. Problem z biciem butem o ścianę jest taki, że fajnie to wygląda na insta, ale rzeczywistość kończy się zmarnowaniem połowy butelki.
Znalazłem widelec. Nie jest to super sposób. To znaczy efekt będzie osiągnięty i butelka otwarta, ale konsekwencje błędów będą dramatyczne. Nie mówimy tu tylko zachlapanej koszuli, ale także o ufajdanych ścianach, meblach i suficie.
Przypominam wszystkim, że wino jest czerwone.
Trzymam ten widelec w dłoni zaraz obok korka i się waham.
Wychodzę do niej na balkon i sobie odpalam.
- Mam obawy co do bezkolizyjnego otwarcia tego wina.
Zaciągnęła się dymem z końcówki papierosa.
- Nie przejmuj się. Za miesiąc jakiś remont tu moja matka przewiduje i się odmaluje.
- Aha.
- No co? Stawiam sprawę jasno.
- Zazdroszczę Ci, że tyle rzeczy jest jasnych w Twoim życiu.
Zapadła Cisza.
- Masz problemy.
- Ty też?
Kolejna cisza była tak dramatyczna, że ten wpis można by zakończyć w tym momencie. Doszło do zbyt długiej wymiany spojrzeń.
Uśmiechnęła się i odwróciła swoje niebieskie oczy w stronę dogasającego papierosa i wyrzuciła go przez balkon. Przez chwilę patrzyliśmy jak pomarańczowy żarowy punkcik szybuje w dół, na wysokości trzeciego pietra odbija się od jakiejś doniczki, eksploduje setką iskier i znika.
Wychyliła się w sposób, który na tej wysokości można by uznać za nierozważny, po czym oparła się łokciami o balustradę, a resztę swojego ciała ustawiła w taki sposób i pod takim kątem w moją stronę, że można to było jednoznacznie uznać za zalotne.
- Chcesz o tym pogadać?
Sutki miała twarde pod tym sweterkiem.
- Spróbuję otworzyć to wino. - chyba się trochę zagapiłem. Jak podniosłem wzrok i znów spojrzałem jej w oczy, miałem pewność, że było to zgodne z jej zamysłem.
Wróciła pierwsza do mieszkania, kręcąc tyłkiem nie na tyle ostentacyjnie by uznać to za oczywiste, ale na tyle bezpośrednio, by przyciągnąć mój wzrok.
"Ehh. Mieliśmy gadać."
- Ja tu siądę - rozsiadła się na kanapie w sporej odległości od aneksu.- Jakby co to otwieraj w stronę kuchni.
Nie będę wchodził w szczegóły tego przedsięwzięcia. Nie tylko dlatego, że ich nie pamiętam, ale również dlatego, że jego przebieg można uznać za kompromitujący. Efekt był zgodnie z przewidywaniami; koszula nadawała się do prania (chociaż wątpię czy te plamy kiedykolwiek zejdą), kuchnia wyglądała jakby ktoś w niej kogoś zaszlachtował. Plamy, a właściwie krople były nawet na suficie.
A ona się śmiała, bo podobno wyglądałem przekomicznie kiedy mi to wszystko trysnęło, również w twarz.
- W sumie sporo zostało - powiedziałem, jak zlustrowałem butelkę.
- Szkoda tego co zmarnowałeś - szepnęła stojąc za mną.
Odwróciłem się w jej stronę, myśląc tylko tym, że dawno mi się z kimś tak dobrze rozmowa nie układała.
A ona przysunęła się odważnie i zlizała czerwone krople z mojego policzka.
***
Witaj czytelniku.
Jeżeli Ci się to wszystko podoba,
ebook mojego autorstwa możesz kupić
Jak dobrze że znowu mogę czytać twoje historie 😁 czekam na ciąg dalszy 🤭
OdpowiedzUsuńZacny początek. Wino otwarte ( i to nie widelcem) zwarta i gotowa czekam na więcej.
OdpowiedzUsuńNiedosyt! To jedyne jak mogę skomentować. Czyta się super, ale chcę się więcej! Ciekawe czy to początek nałogu...
OdpowiedzUsuńNareszcie wróciłeś ��
OdpowiedzUsuńSherlocku ja chce książkę, to jest dobre, oj bardzo dobre ����
OdpowiedzUsuńTo jest zdecydowanie za krótkie! Więcej, więcej, więcej!
OdpowiedzUsuńKsiążkę w twoim wykonaniu wciągnęłabym chyba w jeden wieczór..
OdpowiedzUsuń